wtorek, 25 marca 2014

Rurologia

Zlew się nam w kuchni zatkał. Jako weteran zatkanych zlewów złapałam w dłoń Kreta do oczyszczania rur i... nic. Ponownie potraktowałam go Kretem i nic. Za trzecim razem również, więc coś było poważnie nie tak.

Zrobiłam rachunek sumienia i zadałam sobie pytanie na ile, w skali od 1 do 10, chcę mieć do czynienia z odkręcaniem rur i zaglądaniem w oczy temu, co tam aktualnie rezyduje i zatyka mi zlew. Moja chęć wynosi równe zero, o ile nie przechyla się w stronę skali minusowej. Ja tam w różnych rzeczach w życiu grzebałam, ale odpływ nie należy do tych, które znajdują się na mojej liście "do przyszłego grzebania". Więc skoro Kret mnie zdradził, postanowiłam zapytać się wieszczki internetowej oraz setek kobiet, które przeżyły ten dramat co ja.

Internet przemówił, że należy wsypać sodę oczyszczoną, zalać octem i zatkać odpływ na jakiś czas. Potem zalać gorącą wodą i będzie drożny jak tętnica wieloryba. W takim razie, czując się jak ten Walter White, zabrałam się za prawdziwą chemię we własnym zlewie. W przeciwieństwie do niego moja chemia miała czynić dobro, ale chodziło o sam fakt alchemicznego autorytetu. Wsypałam sodę, zalałam octem i już w tym momencie okazało się, że bliżej mi do Jessiego Pinkmana, jeśli chodzi o chemię w ogólnym tego słowa znaczeniu. Zanim zdołałam zatkać zlew, ten zaczął warczeć i pluć na mnie sodą oraz octem, ja w efekcie zaczęłam na niego wrzeszczeć i wepchnęłam korek na siłę. Gołą ręką. Który zaraz siłą reakcji dziejącej się w moich rurach wywaliło do góry, powodując mój jeszcze bardziej paniczny pisk.

W efekcie zlew nadal jest zatkany, ale teraz do tego śmierdzi octem. I złowrogo bulgocze ile razy się do niego zbliżę.

Wyciągnęłam prosty wniosek, że w naszym zlewie zadomowił się Szatan.

Jutro kupuję przetykaczkę do kibli i koniec końców zapoznam się bliżej z tym, co zamieszkało u nas w rurze.

wtorek, 18 marca 2014

Chyba żyję

Kupiłam dzisiaj pół tony szpinaku.

Co ja zrobię z taką ilością szpinaku?

*hormony szaleją w tle*