poniedziałek, 20 stycznia 2014

A w deszczu stoi ona z odkurzaczem...

Postanowiłam dziś zakupić odkurzacz. Rodzice sprawili mi kartę prezentową sklepu AGD, żebym spełniła swoje marzenie zakupu nowego odkurzacza, gdyż stary nadawał się jedynie do wyrzucenia przez okno w celu sprawdzenia prędkości i kąta lotu. Więc zebrałam się w sobie i wyruszyłam.

Oczywiście jak w ostatnim czasie była całkiem w porządku pogoda, dzisiaj musiała nastąpić apokalipsa. Wieje, leje i w ogóle najgorszemu wrogowi bym nie życzyła wychodzenia w takich warunkach atmosferycznych. Ale zaparłam się, że to będzie dzień zakupu odkurzacza i nie zważając na siekiery lecące z nieba, poszłam go odnaleźć w morzu odkurzaczy. Ponieważ nieszczególnie się orientowałam gdzie był najbliższy sklep, zapytałam się Google co o tym myśli i radośnie razem pojechaliśmy tramwajem ku lepszemu życiu z lepszym odkurzaczem.

Google mnie zdradziło i wywiozło cztery przystanki za daleko. Też ja popisałam się zdolnościami intelektualnymi kraba i nie zauważyłam gigantycznego sklepu z AGD. Jakoś mi umknął. Na miejscu stanęłam przed stadem odkurzaczy i zdecyduj się tu człowieku. Moimi jedynymi wymaganiami było: żeby odkurzał oraz żeby odkurzał kocie włosy z dywanu. Tyle. Reszta mnie nie interesowała.

Pani wyrosła spod ziemi i gdy przedstawiłam jej moje postulaty to prawie popuściła ze szczęścia. Jak się okazało miała super-hiper-mega odkurzacz, który spełniał dokładnie moje wymagania. Zaufałam jej dopiero jak pokazała mi zdjęcie swojego kota i zapewniła mnie, że sama odkurza tym cudem w domu. Zapytała, czy interesuje mnie turboszczotka.

Co to do jasnej anieli jest turboszczotka?

Prezentacja nastąpiła natychmiastowo i już się dowiedziałam co to turboszczotka i dlaczego nie jest to szczotka z napędem odrzutowym. Następnie pani rozłożyła odkurzacz na części pierwsze zachwalając ile ma tych szczotek, jak działają worki na kurz i jaką to on ma moc do wciągnięcia nie tylko włosów, ale też samego w sobie kota. Poczułam się mniej więcej przekonana i uznałam, że mogę zakupić odkurzacz. Tylko na przeszkodzie stanął mi prozaiczny fakt, pod postacią koloru. Prezentowany mi odkurzacz był w pastelowo-lawendowym kolorze. I jak właściwie nie powinno mnie to interesować uznałam, że jakieś granice gejostwa to Natalii i moje mieszkanko musi mieć, więc zdecydowałam się na niebieski. Transakcja dokonana i mogłam wrócić do domu, bogatsza o odkurzacz, worki do niego, odświeżacze do powietrza i turboszczotkę.

Niestety pogoda ani o jotę się nie polepszyła, a tramwaje oczywiście nie jechały. Zatem ja oraz mój niebieski odkurzacz zmokliśmy sobie kulturalnie jakiś czas, aż nas łaskawie nie zgarnął podstawiony autobus. I tu następuje inna część historii.
Jak to jest, że w pustym busie babcie zrobią wszystko, żeby władować się na miejsce właśnie obok takiego delikwenta jak ja, z odkurzaczem wielkości sporych rozmiarów psa? Babcia mnie obwarczała, że ja się mam przesunąć, bo ona siada. W porządalu babciu, ale sama się baw w przepychanie tego bydlęcia, ja się nie ruszę. Co tam, że obok miejsce wolne i dostępne, będziemy się ryć na ten biedny odkurzacz.
A teraz puenta. Babcia wysiadła minutę później, na kolejnym przystanku. Widać warto było pchać się obok odkurzacza dla usadzenia zadka na niecałe sześćdziesiąt sekund. Nie pojmuję świata.

Po drodze urwała mi się kartonowa rączka do transportu drania i myślałam parę razy, że pęknie mi kręgosłup, ale w końcu szczęśliwie ja, odkurzacz i turboszczotka dotarliśmy do domu.

Teraz się przekonam czy faktycznie potrafi wciągnąć kota.

niedziela, 12 stycznia 2014

Będę walczyć z komunizmem w sypialni!

Niech się widownia nie podnieca, nie będzie o sypialni pod względem sypialni i czynności niezwiązanych ze spaniem. Chodzi o sypialnię pod względem pomieszczenia, a konkretnie mebli w niej.

Mieszkanko z Perfekcyjną Natalią mamy trochę na zasadzie patchworku. Kanapa z mojego pokoju jeszcze z czasów mieszkania z rodzicami, biurko ze starego mieszkania, łóżko z otchłani piekielnej, bo tylko zły człowiek mógł wyprodukować coś, co się wiecznie zarywa. Ktoś ma coś co się nam przyda, to to bierzemy. No i dziś stanęła w naszej sypialni SZAFA. Szafa jak się okazało, jest laminowana i wygląda jakby sam Stalin trzymał w niej majtki. Słowem - socjalizm pełną gębą i aż mnie przeszły ciarki po plecach.

Natalia uznała, że skoro pudełka dekoruję, to i szafa nie sprawi mi problemu. No ja nie wiem. Jednak pudełko w rozmiarze 15cm x 15cm to trochę co innego niż moloch 200cm x 200cm. Do tego laminowany, a nie surowy i drżący w gotowości na przeróbki. Ale Natalia od zawsze miała niezmierzone pokłady wiary w moje umiejętności. Chwała jej za to, bo ja tego tak nie postrzegam.
Zatem wracając do szafy, jest lśniąca, gładka i absolutnie niezdatna do przyklejenia czegoś do niej ot tak. Postanowiłam najpierw się przekonać co mnie czeka i rzuciłam się na drania z papierem ściernym. Niby coś tam zeszło i już nie było takie śliskie, ale czy to wystarczy żebym mogła przywalić na to kawał tapety? Ano właśnie. Najwyraźniej będę sama musiała wyjść ze swojej bezpiecznej szafy i się przekonać. Czyli czeka mnie upojny tydzień walki z komunizmem, jak już zdobędę materiały. A mam zamiar nabyć je jak najprędzej, bo kto tam wie czy Towarzysz Stalin mi z szafy nie wyjdzie którejś nocy.

Z pamiętnika młodej dekoratorki drewnianych przedmiotów - najpewniej nabawię się pylicy. Wszystko w imię demokracji.

piątek, 3 stycznia 2014

Dwa stare grzyby, jeden megaloman i jedno pudło wchodzą do baru...

No i miałyśmy naszą sylwestrową imprezę. Plan był nadzwyczajny - przygotowujemy zakąski pod postacią kanapeczek z różnym środkiem, na ciepło pie z kremowym kurczakiem i pieczarkami, do tego jakiś deserek pod postacią bezy z musem czekoladowym oraz bitą śmietaną, a na to wszystko of kors alkohol czyli wódka, sok z cytryn, miód i przyprawy. Bułkę przez bibułkę, imprezka high class, tak się bawi burżuazja.

Zaproszony był mój kolega z czasów właściwie to jeszcze kołyski i jego dziewczyna. Zaznaczę tu, że dziewczyna lat ma 17, różnica wiekowa między nimi to 7 i ona z tego co słyszałyśmy nieszczególnie jest światła. No ale, poznamy ją lepiej, same się przekonamy.

Pierwszy zgrzyt nastąpił gdy przedstawiłyśmy Leeloo. Laska zareagowała radosnym chichotem pytając całkiem szczerze, czy to od tych bransoletek. Przysięgam, usłyszałam świetliki jak wraz z Natalią gapiłyśmy się na nią okrągłe 30 sekund w absolutnej ciszy licząc, że jednak żartuje. Nie żartowała. Delikatne zasugerowanie, że to od postaci z "Piątego Elementu" spotkałyśmy się z... pustką na twarzy. Nienajlepszy początek.

Potem się rozkręciła i dowiedzieliśmy się, że interesuje się głównie makijażem i tipsami. No dobra, w końcu hobby jak każde inne. Udało nam się wywlec z niej, że lubi Igrzyska Śmierci. I nie może się doczekać co się będzie działo w III części. Informacja, że to jest na podstawie książek zmiotła ją z nóg na tyle, że chciała pożyczyć jedynie ostatnią część. Po chwili perswazji udało się ją przekonać jednak do przeczytania od początku.

Chociaż nie wiem co gorsze. Kolega, który większość imprezy spędził mówiąc jak to na niego wszystkie lecą i jaki to on jest artysta-muzyk rozchwytywany, z depresją, bezsennością, czy innymi schorzeniami twórczymi dorzucił do dyskusji o książkach, że jego to tylko jedna książka w życiu ruszyła. Autobiografia Stinga. Przyniósł na imprezę tylko Stinga i The Police i poza mówieniem o sobie, mówił tylko o Stingu.

Jestem w stanie znieść Pudła tego typu (albo Materace jak to czasem nazywam dziewczyny takiej mentalności). Ta była urocza. Taka głupiutka trochę, słodziutka i niegroźna. Kolega mój za to spędził pół imprezy nieszczególnie zainteresowany integracją, za to bardzo zainteresowany kroczem dziewczyny. I tak całą imprezę, aż wraz z Natalią doszłyśmy do wniosku, że co tam to niegroźne Pudło czyli jego dziewczyna. Ona ma jeszcze prawo zachowywać się jak liceum, bo w liceum była. Ale on? Takie perpetualne obłapianie się bez rozmowy się w końcu nudzi. Zwłaszcza jak się jest takim starym grzybem jak my. Ale to nie koniec.

Jak już wszyscy byli padnięci nasi goście poszli się kąpać. Ja jeszcze przed spaniem wyskoczyłam do kuchni po witaminki dla Natalii i na co wpadłam? Na laskę NAGĄ i kolegę jedynie w majtkach. No ok, ok, robi się ciekawie.
Na swoje nieszczęście wyrzucałam opakowanie po witaminkach. I trafiłam na zużytego kondoma. I nagle zrozumiałam co się tam tak tłukli pod tym prysznicem. Trwało to mniej więcej 7 minut, więc moi drodzy, nędza, nędza i jeszcze raz nędza. Poza tym, rżnąć się pod wąskim prysznicem? No ja was proszę. To nie liceum.

Nie wyobrażacie sobie jak podejrzliwie przyglądałam się kanapie, na ich położyłam spać, jak już sobie poszli.

Ogólnie rzecz biorąc, poczułam się nagle staro. Ja nie mam nic przeciwko wielu rzeczom, ale moim jedynym, głównym zainteresowaniem nie jest obłapianie Natalii. I to nie tak, że jej nie kocham czy mnie nie pociąga. Po prostu jak idę w gości, to nie chrzanię o tym jak na mnie wszystkie foczki lecą i mam kolejkę chętnych, równocześnie obłapiając moją laskę. Naprawdę są inne zainteresowania na tym świecie. No dobra, poza suczkami i Stingiem mam inne zainteresowania.

Pamiętam te smutne czasy gdy faktycznie w głowie miałam pstro i byłam w stanie uciec z lekcji żeby się gdzieś po krzakach obłapiać (true story). Ale... to było w liceum. A tu stary facet, lat 25 i kurde na tym etapie się zatrzymał, jeszcze biorąc sobie taką młodą siksę. I albo ludzie są supermłodzi, a my z Natalia to grzyby, albo faktycznie liceum powinno zostać w liceum.