wtorek, 31 grudnia 2013

Fox i Mikroflora

Tradycyjnie, jak co roku, przeziębiłam się na Sylwestra. Nie rozumiem tej zasady działania mojego organizmu. Cały rok jestem z azbestu i żelbetonu, zbliża się Nowy Rok i nagle zamieniam się w zaślinioną, zasmarkaną kupę komórek przeprowadzających apoptozę jak szalone. Albo raczej fagocytozę, pożerając zastępy bakterii i wirusów panoszących się po moim biednym, wątłym ciałku.

Hahaha, wątłym.

Właśnie kichnęłam sześć razy pod rząd. Jeszcze raz i wysmarkam sobie mózg na klawiaturę i tyle z tego będzie.

Wracając do tematu, mam dziś furę rzeczy do zrobienia, a na razie nie ruszyłam zadka dalej niż do Tesco i po srylionową herbatę dzisiaj do kuchni. Moja wycieczka po składniki na imprezę zakładała w sobie głównie położenie się na ladzie pani w aptece, posmarkanie trochę na nią jak rozkładająca się żaba i wykupienie zapasu leków jakbym chciała narkotyki z nich syntezować. Obładowana żarciem i chemią wróciłam do domu i oto siedzę, pranie nie jest rozwieszone, żarcie nie przygotowane, a mikroflora mojego nosa zaczęła imprezę wcześniej i bez mojego zezwolenia najmu.

Bo Fox i Perfekcyjna Natalia postanowiły w tym roku zaszaleć i zorganizować domową imprezę na CAŁE CZTERY OSOBY. Normalnie szał. I wszystko by było git gdyby nie fakt, że tu bliżej nam do inscenizacji The Walking Dead, a nie zabawy sylwestrowej. Cóż, w razie czego oni będą pić i szaleć, ja będę patrzeć jak mój mózg wycieka mi nosem na upieczonego uprzednio paja. Że mnie się chce teraz jeszcze gotować jakieś wymyślne żarcie...

I tym oto optymistycznym akcentem idę umierać dalej, ale w innym pokoju i próbując coś zrobić. Ja w ogóle mam wrażenie, że moje bakterie są bardziej krwiożercze niż te standardowe. Natalia utrzymuje, że po prostu jestem histeryk.
Jeden pies.

niedziela, 22 grudnia 2013

Chrystus się rodzi, Fox zmartwychwstaje

Natalia mie powiedziała, że po polsku jest lepiej niż po angielsku, więc nastąpiło n-zmartwychwstanie blogaska Fox. Nie jestem pewna czy przypadkiem blogaskowanie nie jest zbyt dziecinne jak na stare babsko jak ja, ale co tam. Jestem starym, żałosnym babskiem, które po zdobyciu wymarzonych tytułów naukowych siedzi w majtkach i za dużej koszulce z Korna na łóżku i dekoruje pudełka, bo jest stare i żałosne. Mniejsza z tym.

Ogólnie rzecz biorąc nie liczę już moich podejść do pisania bloga. Po angielsku było osom, ale jakoś zbyt dziwnie, jakbym niczym ten Cecil Palmer dryfowała na falach absurdu, które rozumiałam tylko i wyłącznie ja. Nie, żebym celowała w jakąś szerszą publikę swoimi wynurzeniami starego babska. Fejm mam ma sobą. Fejm na dłuższą metę męczy. Teraz będę alternatywna, podziemna i taka fresz.

Miałam plan być taka idealna, wykreowana i w ogóle Ą i Ę, ale co mi tam. Jestem po 3 butelkach wina z Perfekcyjną Natalią i Moniką Moją Ukochaną Znajomą Co Jest Starsza Nawet Od Mojej Starszej Siostry i będę pisać co mi się podoba. Mój blogasek, moja dzielnia. Będę sobie tu wynurzać się emocjonalnie jak to tylko ja potrafię.

Tak właściwie to moim jedynym emocjonalnym wynurzeniem na dziś jest to, że święta idą, a ja od wieków nie czułam się tak pozytywnie jak aktualnie, nawet jeśli nie mam pracy, celu w życiu, ani nawet gaci na tyłku. Jest dobrze, drodzy czytelnicy, których nie ma. Jest dobrze i niech tak pozostanie.