Postanowiłam dziś zakupić odkurzacz. Rodzice sprawili mi kartę prezentową sklepu AGD, żebym spełniła swoje marzenie zakupu nowego odkurzacza, gdyż stary nadawał się jedynie do wyrzucenia przez okno w celu sprawdzenia prędkości i kąta lotu. Więc zebrałam się w sobie i wyruszyłam.
Oczywiście jak w ostatnim czasie była całkiem w porządku pogoda, dzisiaj musiała nastąpić apokalipsa. Wieje, leje i w ogóle najgorszemu wrogowi bym nie życzyła wychodzenia w takich warunkach atmosferycznych. Ale zaparłam się, że to będzie dzień zakupu odkurzacza i nie zważając na siekiery lecące z nieba, poszłam go odnaleźć w morzu odkurzaczy. Ponieważ nieszczególnie się orientowałam gdzie był najbliższy sklep, zapytałam się Google co o tym myśli i radośnie razem pojechaliśmy tramwajem ku lepszemu życiu z lepszym odkurzaczem.
Google mnie zdradziło i wywiozło cztery przystanki za daleko. Też ja popisałam się zdolnościami intelektualnymi kraba i nie zauważyłam gigantycznego sklepu z AGD. Jakoś mi umknął. Na miejscu stanęłam przed stadem odkurzaczy i zdecyduj się tu człowieku. Moimi jedynymi wymaganiami było: żeby odkurzał oraz żeby odkurzał kocie włosy z dywanu. Tyle. Reszta mnie nie interesowała.
Pani wyrosła spod ziemi i gdy przedstawiłam jej moje postulaty to prawie popuściła ze szczęścia. Jak się okazało miała super-hiper-mega odkurzacz, który spełniał dokładnie moje wymagania. Zaufałam jej dopiero jak pokazała mi zdjęcie swojego kota i zapewniła mnie, że sama odkurza tym cudem w domu. Zapytała, czy interesuje mnie turboszczotka.
Co to do jasnej anieli jest turboszczotka?
Prezentacja nastąpiła natychmiastowo i już się dowiedziałam co to turboszczotka i dlaczego nie jest to szczotka z napędem odrzutowym. Następnie pani rozłożyła odkurzacz na części pierwsze zachwalając ile ma tych szczotek, jak działają worki na kurz i jaką to on ma moc do wciągnięcia nie tylko włosów, ale też samego w sobie kota. Poczułam się mniej więcej przekonana i uznałam, że mogę zakupić odkurzacz. Tylko na przeszkodzie stanął mi prozaiczny fakt, pod postacią koloru. Prezentowany mi odkurzacz był w pastelowo-lawendowym kolorze. I jak właściwie nie powinno mnie to interesować uznałam, że jakieś granice gejostwa to Natalii i moje mieszkanko musi mieć, więc zdecydowałam się na niebieski. Transakcja dokonana i mogłam wrócić do domu, bogatsza o odkurzacz, worki do niego, odświeżacze do powietrza i turboszczotkę.
Niestety pogoda ani o jotę się nie polepszyła, a tramwaje oczywiście nie jechały. Zatem ja oraz mój niebieski odkurzacz zmokliśmy sobie kulturalnie jakiś czas, aż nas łaskawie nie zgarnął podstawiony autobus. I tu następuje inna część historii.
Jak to jest, że w pustym busie babcie zrobią wszystko, żeby władować się na miejsce właśnie obok takiego delikwenta jak ja, z odkurzaczem wielkości sporych rozmiarów psa? Babcia mnie obwarczała, że ja się mam przesunąć, bo ona siada. W porządalu babciu, ale sama się baw w przepychanie tego bydlęcia, ja się nie ruszę. Co tam, że obok miejsce wolne i dostępne, będziemy się ryć na ten biedny odkurzacz.
A teraz puenta. Babcia wysiadła minutę później, na kolejnym przystanku. Widać warto było pchać się obok odkurzacza dla usadzenia zadka na niecałe sześćdziesiąt sekund. Nie pojmuję świata.
Po drodze urwała mi się kartonowa rączka do transportu drania i myślałam parę razy, że pęknie mi kręgosłup, ale w końcu szczęśliwie ja, odkurzacz i turboszczotka dotarliśmy do domu.
Teraz się przekonam czy faktycznie potrafi wciągnąć kota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz