środa, 9 listopada 2011

Ślepoty głupoty

Popełzłam dzisiaj na kompleksowe badania lekarskie, bo ponoć czasem trzeba. W programie miałam same atrakcje. Przegłodzenie,wysysanie krwi i oślepienie. Brzmi prawie jak impreza na planie filmowym do kolejnej Piły. Ale jak mus to mus, poszłam na głodnego na to pobieranie krwi.

Pielęgniarka przemiła. Niestety była tak zajęta mówieniem o wszystkim wokół, że źle podłączyła do igły pojemnik i dzięki cudowi ciśnienia krwi mieliśmy mały pokaz jak Kill Billa. Ja oczywiście nie zauważyłam, bo właśnie starałam się zinterpretować podpisy na segregatorach. Dopiero słaby pisk pielęgniarki i "Och przepraszam, trochę mi się ulało" uświadomiły mnie, że zamiast do fiolki krew wybrała wolność na moją rękę. Uroczo.

Ale to nic w porównaniu do okulisty, gdzie potraktowano mnie atropiną i gdyby nie pomoc Mamutka obijałabym się żałośnie o ściany nie widząc NIC. Zostałam nakarmiona i odstawiona bezpiecznie do domu, gdzie jak kompletny idiota postanowiłam na ślepego ugotować obiad dla Natalii. Ugotowałam i byłam z siebie szalenie dumna. Do czasu.
Jak się okazało moja okresowa ślepota przyczyniła się bezpośrednio do spalenia owego obiadu. Byłam całkowicie pewna, że wyłączyłam ogień pod garnkiem. Bo kurde nie widziałam na piecyku, żeby coś się tam paliło. No i po godzinie się okazało, że jednak się paliło. Obiad umarł śmiercią męczeńską, a ja się czuję jak totalny imbecyl. Pierwszy raz w życiu coś spaliłam. Z tego prosty wniosek na dziś - jeśli po kroplach do oczu wyglądasz jak ćpun i masz światłowstręt, to lepiej zamów chińszczyznę. Aż dziw, że nie poobcinałam sobie palców krojąc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz