środa, 13 sierpnia 2014

Muppet show

Winston dziś przesłał mi wiadomość z załączonym do niej CV, że mam obadać gościa i sprawdzić czy warto jest go zapraszać na interview. Trochę się zdziwiłam, bo w końcu rekrutacją zajmuje się Dave z Debbie, ale w porządku, rzućmy na niego okiem.
Polak, więc chyba już wiem, dlaczego Winston posłał go mnie.

Pierwsze wrażenie - bezcenne. Gość zaczął maila do Winstona od radosnego "Hello!". Potem było już tylko lepiej. Że pragnie pracować w biogazach, że miał własną firmę w Polsce, że mieszka w Kent i chce się wkręcić w biogazowy biznes w Anglii. Wszędzie literówki, a PS doprowadził całe biuro do spazmów śmiechu. Cytuję:

"Proszę wziąć pod uwagę, że jestem z innego kraju, więc w razie kontaktu telefonicznego proszę o mówienie powoli i wyraźnie żebym zrozumiał."

I to właściwie był jego list motywacyjny. Urocze hello i prośba o mówienie powoli i wyraźnie, stojąca tuż obok zapewnienia, że potrafi język angielski. Właściwie po takim wstępie oglądanie CV się mija z celem, ale ja po prostu musiałam zobaczyć co to za firmę on miał.

Jak się okazało, był prezesem trzech firm. Ani jedna nie działała, bo wszystkie poszły z torbami. Jedna nawet dumnie świeciła w Krajowym Rejestrze Długów. Ale dorzucił nam linka do facebooka, gdzie mogliśmy łaskawie zobaczyć zdjęcia jakichś rur. Oraz przebój CV, linka do filmiku na youtube, na którym rzeczony aplikant jeździł na quadzie do energetycznej muzyczki. Ponoć w ramach swojej poprzedniej pracy. Nadal nie wiemy właściwie na czym polegało jego stanowisko.

Edukacja nie powiedziała nam wiele. Napisał, że ma magistra z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tyle. Ani jaki skończył kierunek, ani z jakim wynikiem. Ot, jestem magistrem i zrobiłem ten tytuł na Uniwersytecie Jagiellońskim, PRZYSIĘGAM.

Wisienką na torcie było odgrzebanie pana na różnych szemranych portalach, gdzie pisał, że "lubi ludzi, którzy mają pieniądze i chcą robić biznes bez pośredników, przynosząc gotówkę". Zgodnie uznaliśmy w biurze, że pan jest muppetem, do tego jeszcze jakimś lewym i jednak nie zadzwonimy do niego mówiąc powoli i wyraźnie, że ma przyjść na rozmowę. Chociaż przyznam szczerze, że mam do niego tysiąc pytań, począwszy od "hello" w oficjalnym mailu, a skończywszy na youtube i sympatii do grubej gotówki w skórzanych neseserach.

Skąd się tacy ludzie biorą i czy na serio myślą, że nie da się ich w sieci znaleźć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz