Nie jadę jutro powiedzieć Rządowi co ja myślę o ich ustawie ponieważ... zapomnieli mnie wciągnąć na listę gości i miejsc im zabrakło. Tak się nadęłam z oburzenia, że chyba mnie w tym Londynie zobaczyli, bo grzecznie przeprosili i napisali, że w razie kolejnych spotkań jestem od razu zaproszona. MAJĄ SZCZĘŚCIE.
Poza tym Rząd mnie przeprosił. Punkty mojego bycia Bóstwem Węgla rosną każdego dnia.
Winston mnie wczoraj radośnie poinformował, że od teraz przy okazji będę jego personalną asystentką. Ja już zbladłam, osiwiałam, że degradacja społeczna, już nie Bóstwo Węgla, histeria, płacz, lament, zgrzytanie zębów aż się nie okazało, że nie, nadal jestem węglologiem, ale przy okazji będę też kicać dookoła Winstona, bo on potrzebuje wsparcia technicznego. No to to ja mogę robić.
Zostało mi zrzucone na głowę wydrukowanie całej Biblioteki Watykańskiej, którą potem zrzuciłam na kupę przed Winstonem, skutecznie go odgradzając od reszty biura. Oczywiście niedługo później ta kupa wróciła do mnie, pełna adnotacji i dopisków, które koniecznie musiałam wprowadzić do tego miliarda plików na mailu. No to w porządku, wprowadźmy te poprawki.
Po drodze przypałętała się Bardzo Ważna Umowa, którą to pisał niejaki Nick nasz spec prawniczy. Poprawiłam co miałam poprawić, zaznaczyłam w pliku adnotacje gdzie wprowadziłam zmiany i posłałam do Nicka. W odpowiedzi dostałam pełen wyższości wykład, jaka to ja jestem niekompetentna, że jakim prawem ja mu odsyłam jego plik z naniesionymi poprawkami BEZ ADNOTACJI.
No zabijcie mnie, przecież trzy razy sprawdzałam czy są. Zaglądam do pliku - jak byk są. Dobra, no to wysyłam do Ellie i sprawdzam czy u niej działa. Działa pięknie. Zatem kolejny mail do Nicka. Że na podglądzie na mailu nie ma adnotacji, ponieważ to narzędzie Worda. Jak zapisze plik i otworzy normalnie, to adnotacje powinny być. Sprawdzone u Ellie, ale masz mieć wysyłam jeszcze raz, adnotacje na bank są bo sprawdziłam.
Odpowiedź: Nie, wcale nie ma.
Niech mnie ktoś ściśnie. Jakiego on używa komputera, że nagle nie ma adnotacji. Postanowiłam, że nie będę się chrzanić, zakreślę mu na kolorowo te zmiany, może nie działa na maszynie w wersji czarno-białej. Jestem w połowie roboty gdy widzę kolejnego maila od Nicka. A w nim: "O! A jak zapisałem plik na komputerze i otworzyłem, to adnotacje były. Jakoś dziwnie na podglądzie się nie wyświetlały. Jak dziwnie!"
No co ty nie powiesz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz