niedziela, 21 sierpnia 2011

Fox vs Świat - odcinek 2

Dzisiejszy wpis sponsorowany jest przez moje bierzmowanie, które wypłynęło nagle podczas rozmowy o znaczeniach imion. Zaczęło się niewinnie, od ogólnego rozważania nad sensem posiadania trzeciego imienia, a rozwinęło się w głębokie przemyślenia nad wiarą, religią i Kościołem. Czyli dziś bardziej na poważnie, acz wciąż z pewną nutką ironii zapraszam na:

Fox vs Świat!
Odcinek 2 - W imię Boga zabiję Boga

Bierzmowanie większość osób w moim wieku już ma za sobą i pewnie nawet nie pamięta czemu teraz ma na trzecie imię jakiegoś Mścibora czy inną Hermenegildę. Kwestia ta dla niektórych była śmiertelnie ważna, gdyż ogólny zamysł tego obrządku ma na celu wybranie sobie zdalnie duchowego opiekuna, którego imię oraz historia brutalnej śmierci w jakiś sposób do nas przemawiają. Do mnie wszystkie Marie, Anny, Zofie i Matyldy nie przemawiały z przyczyny prostej. Do mnie w ogóle nie przemawiała sama idea bierzmowania.

Słowem wyjaśnienia zacznę, że Antychrystem nie jestem, kotów nie jadam i dziewic nie gwałcę. Po prostu będąc kompletnie tego nieświadoma dałam się ochrzcić, a potem jeszcze wysłano mnie na komunię. Gdy zaczęłam być bardziej obeznana w rzeczywistości zaczęłam odkrywać, że Kościół to chyba nie jest jednak to, co mnie szczególnie pociąga. Główną zasługę oddaję tu niezliczonej ilości katechetów, którzy skutecznie mnie zniechęcili do całej tej instytucji popisując się porażającą głupotą i brakiem tolerancji ku wszystkiemu, co nie nosi krzyża jak stodoła u szyi.

Niestety w moim gimnazjum pakietu "bez religii" nie było, więc mimo szczerej niechęci do tego przedmiotu byłam zmuszona na niego uczęszczać. A w III klasie się okazało, że też obowiązuje mnie prawo wiążące i mam przystąpić do bierzmowania. Moje zdanie w tym temacie się nie liczyło. Chodzę na religię - mam przyjąć Ducha Świętego bez dyskusji. Przyjemność żadna, ale koniec końców mogłam z tego wyciągnąć jakieś odjazdowe imię. Co też próbowałam uskutecznić poprzez proponowanie Wilhelmin, Klar czy Beatrycze, by po kolejnym starciu z katechetą, że "tego imienia wziąć nie mogę" rzucić, że to ja chcę mieć na imię Franciszek. Czego oczywiście też nie mogłam. Koniec końców wygrzebałam Anastazję, która została zamurowana w wieży za to, że nie chciała poślubić niewiernego. Jak chyba każda błogosławiona. Ale imię było niezłe, kojarzyło się z zupełnie inną Anastazją i do tego było rosyjskie, a rosyjskie imiona są super. Katecheta się wreszcie zgodził i można było przejść do etapu drugiego, czyli spotkań przed bierzmowaniem.

Nie byłam na ani jednym. Moje zainteresowanie całym sakramentem skończyło się w momencie, gdy wybrałam sobie wreszcie imię. Skoro i tak byłam zmuszona do brania udziału w tej szopce postanowiłam moje podejście do niej zamanifestować nie uczęszczaniem na owe spotkania. O dziwo byłam jedyną osobą, której to uszło. Bo katecheta doskonale wiedział, że zmuszanie mnie do bierzmowania było podobne do ciągnięcia woła przez bagno. Nienawidził mnie za to szczerze, ale przymykał oko na moją rażącą ignorancję dziękując Bogu, że w ogóle nie puściłam wszystkiego z dymem za samo zmuszanie mnie do czegokolwiek. Dlatego też przystąpiłam do bierzmowania bez zbędnego łażenia po obrazki. Do tego spóźniłam się na całość, nie poszłam wcześniej do spowiedzi, a mój świadek nie był bierzmowany. Można by pomyśleć, że powinien mnie za to wszystko grom z jasnego nieba powalić, ale tak się nie stało. Co można śmiało podpiąć pod teorię, że jak każdy obrządek kościelny, bierzmowanie dzięki działalności Kościoła ma w sobie tyle z sakralności, co owy wół w bagnie.

Dlaczego się tak stawiałam przeciw całej sprawie? No cóż, abstrahując już od niechęci do samego Kościoła postanowiłam być solidarna z moją starszą siostrą. Właśnie ją wybrałam na świadka mimo tego, że bierzmowana nie była. A nie była z przyczyny bardzo dziwnej.
Gdy ona była w gimnazjum nie chodziła na religię, bo nie zgadzała się z poglądami katechety. Ale gdy organizowane było bierzmowanie, to chciała brać w nim udział, gdyż do wiary i sakramentów nic nie miała Niestety katecheta się nie zgodził, bo w końcu nie siedziała na jego przezabawnych lekcjach, gdzie błyszczał takimi perełkami jak "dlaczego Bóg nie kocha Żydów" czy "Tylko chodząc do Kościoła jesteś dobrym człowiekiem". Niezrażona poszła do proboszcza, który wyklął ją jak czarownicę i kazał nie wracać. Zatem siostra była niebierzmowana, a ja w proteście przeciw zmuszaniu dzieci do chodzenia na religię byłam bierzmowana na własnych warunkach.

Głosy pełne potępienia na mnie zawsze lecą, gdy nie zgadzam się z całą ideą Kościoła. Kiedyś miałam przezabawną rozmowę z dziewczyną, która była tak zakorzeniona w dreptaniu do kościółka co niedzielę, że chyba zapomniała po co w ogóle tam chodzi. W moi mniemaniu nie ma nic złego w wierze. Ludzie wierzą w Latającego Potwora Spaghetti, żywioły, Buddę, Allaha i Boga. Każdy w coś wierzy, żeby mieć jakąś pozorną wizję stabilnego życia, gdzie ktoś nad nimi czuwa. Ale cała religia powinna zostać wysadzona w powietrze, bo skutecznie morduje zamysł wiary. Drastyczne porównanie, ale Kościół Katolicki jest jak sporych rozmiarów wrzód na dupie Boga, którego ktoś wreszcie powinien się pozbyć. Gdy wyraziłam swoją opinię, że przecież można być dobrym człowiekiem, dokarmiać bezdomne zwierzęta, pomagać staruszce zanieść zakupy nie chodząc przy tym do kościoła dowiedziałam się, że Bóg to głowa, a Kościół to ciało. I bez ciała głowa nie żyje, więc bez Kościoła wiara w Boga to jak wiara w trupa. Oooook, czyli innymi słowy bez Kościoła nie ma Boga. Jakim megalomanem trzeba być, żeby tak postrzegać siebie? Mniej więcej jakby to duchowni stworzyli Boga, nie na odwrót.

Katolicy do perfekcji wypracowali wybiórcze odbieranie zasad boskich. Przykładem chyba najlepszym jest Biblia. Księża ryczą zza swoich ołtarzy, że homoseksualizm trzeba tępić, bo tak mówi Biblia. Taaak, tylko Biblia w kwestii "wszyscy ze wszystkimi" wyraża się na temat seksu bez miłości. Nie od razu seksu gejowskiego. Przy okazji jeśli mielibyśmy brać dosłownie wszystko co jest w Piśmie Świętym napisane musielibyśmy też zakazać piłki nożnej, a kobiety mające okres nie miałyby prawa wychodzić z domu i podawać nikomu ręki. Przykładów jest tak dużo, że mogłabym na ten temat pracę napisać. Ogólna myśl jest taka - osoby biorące Biblię dosłownie powinny wrócić do lepianek i umierać na dżumę, bo Bóg tak chciał.

Ale co ja sobie będę język strzępić. Kościół Katolicki istnieje i dosłownie nic nie jest w stanie go powalić. Siedzą na kasie jak smok w jaskini i obrażają się, że bogate kraje nie wspomagają biednych, nawracanych Murzynków. Sami łaskawie wysyłając do Afryki całe kontenery Biblii. Mniam mniam, celuloza jest smaczna. Dobijające jest jak wiele wad ma na instytucja i jak jeszcze nikt nie wpadł na genialny pomysł, żeby puścić to wszystko z dymem. Gdyby nagle zniknęły wszystkie kościoły i duchowny spasieni od napływających do nich datków ludzie by się ocknęli, że nagle są wolni. Nie ma zakazów zabraniających im okazywać sobie uczucia bez kościelnego papierka, nie ma faceta grożącego im wiecznym potępieniem za pójście na imprezę, nie do kościoła. Okazałoby się, że wiara świetnie sobie radzi bez fałszywej pomocy tak zwanych "sługów bożych".
Piękna wizja rzeczywistości.

1 komentarz:

  1. Czy ja moge jadnak zauwazyc ze pakiet bez religii w gimnazjum byl? Moj brak bierzmowania jest tego namaclanym (w abstrakcyjnym sensie) dowodem.

    A tak juz na powazniej - Niech Zyje Latajacy Potwor Spaghetti!

    OdpowiedzUsuń