czwartek, 12 czerwca 2014

Poranny blues dziadka spod ósemki

6 rano, budzi mnie coś. Budzi mnie brzdękanie na bliżej nieokreślonym instrumencie, głośne jak cholera, żałosne, zawodzące, kakofoniczne, ZŁE. Początkowo myślę, że zignoruję. Ale jak dosłownie pięć tych samych, krzywych nut było powtarzanych przez kolejne 15 minut uznałam, że jest za wcześnie na tolerancję względem braku talentu muzycznego.

Zadzwoniłam do drzwi pana sąsiada i pojawia się dziadek. Ten sam, co pierwszego dnia mojego wprowadzenia się postanowił zadać mi pytania w stylu kim jestem, skąd jestem, co tu robię, gdzie poprzedni lokatorzy. Słowem - wścibski ten dziadek. No to pytam grzecznie dziadka, że trochę wcześnie na sztukę, czy mógłby powstrzymać swoje artystyczne żądze do bardziej ludzkiej godziny, bo niektórzy pracują i chcieliby się wyspać. To co się stało po mojej prośbie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Dziadzio dostał szału, drąc się na mnie i ucząc mnie paru całkiem niezłych obelg. Nagle stał się właścicielem budynku, ulicy, burmistrzem, a w końcu potomkiem samej Królowej. I że on się mnie pozbędzie z tego budynku, mam zbierać rzeczy, już tu nie mieszkam.

Człowieka zadziwia jak mało jest kumaty o poranku, przed śniadaniem, w pidżamie. Patrzyłam się na dziadka bezmyślnie, zastanawiając się jedynie dlaczego w ogóle szłam prosić o ściszenie tej muzyki, jest za wcześnie na te pierdoły. No i dziadzio się tak drze, po drodze opowiadając swoją tragiczną historię życiową jak to on chce się stąd wyrwać (ja mu nie bronię, wręcz mu czekoladki kupię jak się wyniesie), aż nie pojawił się sąsiad numer 2. Sąsiad numer dwa, pan wydziarany i zaspany pyta co się dzieje i dziadzio kontynuuje ryki, że jakim ja w ogóle prawem o 6 rano go proszę o ściszenie swojej kakofonii. Rozbój w biały dzień po prostu.

Nie ogarnęłam afery, której najwyraźniej byłam zapalnikiem. Na dziadzia wścibskie pytania niby gdzie ja pracuję i o której chodzę do pracy powiedziałam mu, że jest to nieszczególnie jego interes. Co wywołało jeszcze większą furię, bo to w końcu rozbój w biały dzień żeby on nie wiedział gdzie ja pracuję.

Następnym razem powiem, że usuwam ludzi na zamówienie i sen jest dla mnie ważny, bo dzięki temu nie rozjeżdża mi się obraz w snajperce, jak leżę na jakimś dachu.

Ja i wydziarany sąsiad się poddaliśmy.

Wieczorem przypomniałam sobie, że nie podziękowałam mojemu wybawcy wydziaranemu za pomoc w opanowaniu dziadka-furiata. Więc kulturalnie przyszłam do sąsiada i mówię, że jak miło że ktoś mnie uratował przed podpaleniem. Ponoć dziadziu rano morduje muzykę, bo on ma ciężkie, biedne życie, bo siedzi na zadku cały dzień i o dziwo za to się ludziom w tych czasach nie płaci. Nieszczególnie mnie interesują jego troski o 6 rano. Ja osobiście o tej porze troszczę się jedynie o to żebym miała płatki śniadaniowe i żeby herbata nie była za ciepła, bo muszę zdążyć na autobus. Jestem w stanie zrozumieć napływ dzikiej weny twórczej, sama czasem mam pisarski udar i muszę o 4 rano coś napisać. Ale jezu, pisanie nie budzi sąsiadów. Nie chcę tu dyskryminować muzyków, ale po to ktoś kiedyś wymyślił nuty. Żeby nie budzić wkurzonych sąsiadów przed ich codzienną porcją płatków z jogurtem.

Wydziarany sąsiad okazał się być inżynierem gazowym i robi w odnawialnej energii, dokładnie ja ja. Oboje się szalenie ucieszyliśmy z tego faktu i dostałam nawet propozycję pracy. Poza tym chyba idziemy na piwo w weekend i już mam kogoś, kto powiesi mi lustro w łazience. Tak się właśnie tworzy sojusze. Szkoda jedynie, że się wyprowadza. Smutek i żal. Oby żaden psychol, tym razem z saksofonem, się nie wprowadził na jego miejsce.

A tak z innych tematów, to jednego z naszych robotników na budowie na MOIM projekcie przerobiło na dżem. Odpiął zabezpieczenia płyt do budowy reaktora i bardzo trwale się z nimi zintegrował. Syf, kiła, dosłowna mogiła, BHP, dochodzenia i jutro wszystkie gazety w Kornwalii będą o nas pisać, niekoniecznie pozytywnie. Niby czarny PR to też PR ale...

Nie mam tu dnia bez emocji. Dlatego też, dla uspokojenia, obiecany wiatrak na farmie Stuarta.


Przy okazji, jakby ktoś się zastanawiał - tak wygląda moja droga do pracy:


Rośnie przy niej naprawdę sporo pięknych naparstnic. 
A tak w temacie mojego autobusu widmo, to niech się nikt nie martwi. Codziennie na przystanku mam doborowe towarzystwo.

To chyba jeden z właścicieli pubu przy drodze, bo zawsze jest w okolicy jak czekam na autobus. Dzisiaj się wygrzewał w słonku i jak zawsze na mój widok przyszedł się miziać aż nie przyjechał autobus. Bardzo mi takie towarzystwo odpowiada.

1 komentarz:

  1. Piekny wlasciciel pubu i sasiad tez brzmi dobrze! A dziadziem sie nie przejmuj - kazdy musi miec sasiada w takim stylu chociaz raz zeby sobie potem docenic dobrych sasiadow!

    OdpowiedzUsuń