Komórki moje po spędzeniu nocy nie poczuły się lepiej. Nadal były biedne, martwe i bez jąder, ewentualnie z niewybarwionymi. Prowadząca o dziwo nie przeprowadziła na mnie egzekucji za przetrzymanie całego naszego projektu o 3 MINUTY za długo w hydrolizie i jakoś udało mi się z tego morza beznadziei wyłuskać 7 preparatów, które nadawały się do policzenia. Dzięki temu mamy już jakiś pierwszy wynik, z którego osobiście mogę podać takie wnioski:
- Trzymanie komórek w hydrolizie dłużej o nawet 30 sekund zabija projekt i osobę go wykonującą.
- Kwas solny zjada barwnik. Na przyszłość przemyć komórki wodą destylowaną.
- Obowiązkowo muszę kupić marker do szkła.
- Kwas w oku jest be.
- Stężenia od 100 do 1000 są beznadziejne, gdyż już w stężeniu 180 była śmierć i zniszczenie (zatem kolejna próba idzie ze stężeniami od 0 do 200. I tak do oporu, aż nie ustalę EC50).
- Komórki skażone są nie dorobione i podłużne jak makaron. Komórki zdrowe wyglądają jak komórki.
- Znalezienie mikrojąder graniczy z cudem.
- Jak mam włączoną muzykę, to idzie mi lepiej.
W poniedziałek dla odmiany znów tam kicam, bo nastawiłam do alkoholu moje pozostałe ziarenka. Jak je będę hydrolizować, to jak Matkę kocham, nie oderwę od nich wzroku i po równo 6 minutach wyciągnę. Nawet jeśli po drodze ktoś będzie chciał wysadzić laboratorium w powietrze, a stado dinozaurów napadnie Politechnikę. Nie ruszę się i już.
A tak na koniec El Rolada, leżąca dumnie o godzinie 5 rano na swojej niczego nie świadomej ofierze - Natalii. Nie ma to jak spać z 5 kilo mięsa na sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz