Pobudka o 5:40 i śmigamy 80 mil do Fraddon, zadupia zadupiów, żeby popatrzeć na dziurę w ziemi i podebatować nad tym kiedy ta dziura zacznie być dobrze prosperującym zakładem fermentacji anaerobowej. Właściwie to była to owocna debata, szkoda tylko, że większość czasu spędziliśmy ciężko zastanawiając się nad tym gdzie znajdziemy dla mnie buty robocze, w których nie będę miała możliwości podania zupy dla pięcioosobowej rodziny. Udało się, chociaż z butach na mojego Tatę i roboczej kurtce do kolan wyglądałam jakby mnie wyrwano z jakiegoś opowiadania Neila Gaimana. Byłam komiczna i dostarczyłam reszcie ekipy sporo radości.
Przy okazji wiało tak koszmarnie, że chyba mam naderwaną głowę z szyi.
Potem pojechaliśmy do kolejnej dziury w ziemi, tym razem zarządzanej przez krwiożerczych Niemców, również podumać nad tą dziurą i zastanowić się, czy lewa rura nie będzie stała na drodze prawej i czy w ogóle do podgrzewaczy dochodzi wystarczająco dużo składników.
Nasze projekty to dziury w ziemi, firmy budowlane, ładne obrazki na kartkach i zapach świńskiej kupy. Z tego będzie kiedyś energia, zapamiętajcie moje słowa.
Po owocnych 10 godzinach w robocie, zostałam wyrzucona w miasteczku, żeby pooglądać mieszkania. I nie ma to jak skończyć dzień mocnymi wrażeniami.
W pierwszym mieszkaniu bym nie zamieściła nawet swojego wroga. Smutne, ponure, ciemne miejsce w dziwnej okolicy. Chyba podziękuję.
Drugie mieszkanie było świetne, wymagało generalnego przemalowania wszystkiego. Ale najlepsza była okolica i widok z okien. Było tuż obok pubu, co mu się spłonęło jakieś 1,5 tygodnia temu do cna, więc widoczek na trupa budynku z okna zawsze spoko. How about no.
Trzecie mieszkanie było ŚLICZNE. Świeżo odnowione, z kuchenką, piękną łazienką...
I ogrzewaniem elektrycznym. Następny proszę!
Nieco dobita mieszkaniami wyszłam z agencji i oto telefon w kwestii mieszkania "no english". Jak się okazało "no english" się jednak nie wyniesie, bo nie ma gdzie się podziać, bardzo nam przykro, że kazaliśmy ci lizać ciastko przez szybę, mamy jedno z elektrycznym ogrzewaniem co ty na to?
NIE.
Dupiaty dzień był dupiaty, a stał się jeszcze bardziej jak się okazało, że moja upatrzona poduszka w kształcie ogromnego donata zniknęła ze sklepu. Coś we mnie pękło. Jakim prawem ktoś kupił mojego upatrzonego donata, tego którego miałam kupić sobie jak tylko bym miała mieszkanie? Szczyt. Nie dość, że nie mam mieszkania, to jeszcze nie mam donata, niech szlag wszystko trafi.
Ze zgryzoty poszłam do sklepu o niego zapytać i w porywie rozpaczy i frustracji, zamówiłam sobie jednego. Żyje się tylko raz. Nie będę miała mieszkania, ale przynajmniej dorwę donata. Chociaż tyle.
Jakim cudem ludzie jadą na swoją Wielką Angielską Przygodę z 100 funtami w kieszeni brakiem dachu nad głową. Toż jedzenie ryby pod mostem, albo nędznego Tajwańczyka, gdzie baba nie umie wydać reszty, gdzie mieszkania są brzydkie lub mają "no english" na stanie to nie przygoda, to coś strasznego!
Przynajmniej szef powiedział, że raport bez zastrzeżeń. Jestem z siebie taka dumna, że gdybym miała mieszkanie i piwo, to bym to oblała.
Widzisz, że są dobre strony. Poznajesz Nigdziebdź. Poznajesz różne strony wynajmu nieruchomości. I będziesz mieć donata! To się nazywa jasna strona życia!
OdpowiedzUsuńLeze i kwicze z radosci. Ty to potrafisz opisac!
OdpowiedzUsuń