Nagle mam mieszkanie. Podczas tego tygodnia zdążyłam zostać zdradzona przez jedną agencję, żeby poczołgać się do drugiej i wynająć mieszkanie. Ładne, nowe, w centrum i do tego z lodówką. Bez zamrażalnika, ale nie będę wybrzydzać. Jest ładne i mnie na nie stać, to najważniejsze.
Jak się okazuje, znalezienie mieszkania to jednak pikuś. Załatwienie papierkologii związanej z tą decyzją to jakieś totalne jaja. Teraz jak mam adres, to mogę iść do banku zmienić moje dane adresowe, bo oni biedni nadal myślą, że ja w Coventry jestem. Dzięki temu już nikt nie będzie się zastanawiać czemu mam na danych w banku adres z miejsca, gdzie dawno nie mieszkam.
Kolejna sprawa to skoro już mam adres, to mogę ubiegać się o numer ubezpieczenia. Hosanna na wysokości, nie będę miała wściekłego podatku od zarobków dzięki temu. Cudnie. Mogę też już powiedzieć naszej Radzie Miasta, że mogą zacząć kosić ze mnie pieniądze. Zdziercy.
Również z adresem i zmienionymi danymi w banku mogę sobie załatwić telefon na abonament, bo mój aktualny jest KITOWY. Nagle muszę dzwonić do ludzi, a dzwonienie kosztuje, pff.
Następnie internety, bo internety są ważne. Na razie sprawdzam opcje, bo wszyscy chcą mnie oskubać. Chociaż w kategorii oskubywania, wodociągi otrzymują laur zwycięzcy.
Wodociągi powiedziały muehehe, nie masz licznika to kasujemy cię 50 funtów miesięcznie.
Zadzwoniłam do managera budynku, że się nie godzę i chcę licznik. Jutro oddzwoni z wiadomością od landlady. Ale serio, 50 za wodę? Chyba bym z tej okazji zbudowała sobie wodospad. Skoro nie ma licznika, to mogę zorganizować sobie mały park wodny za moją krwawicę.
Prąd okazał się najmniej problematyczny. Mam takie coś, z czym grzecznie idę do budynku za rogiem, tam daję pieniążki, oni ładują mi coś, a ja coś wpycham do dziurki obok bezpieczników. I ta dam, mam prąd. Jak w amerykańskich filmach, mam prąd praktycznie na automat z monetami. To rozwiązuje problem dzwonienia do kogośtam, kto znowu chciałby mnie kosić chore kwoty za brak licznika. Gorzej jak zapomnę ładować tego czegoś. Ale przynajmniej nie mam zamrażalnika, więc mi schabowy nie wypełznie.
Skończywszy z papierkologią, mam materac. Jest piękny, miękki, wypasiony, po przecenie i dotrze do mnie pod koniec tygodnia. Jest to jedyny mebel, jaki aktualnie posiadam. I stojąc dzisiaj tak w już wynajętym przeze mnie mieszkaniu ogarnęła mnie myśl straszna.
To zawsze Natalia urządzała nasze domy w Simsach.
Nie mam pojęcia o dekorowaniu wnętrz i po zrobieniu rachunku sumienia zdałam sobie sprawę, że ja nawet nie wiem jakie meble musiałabym kupić. Materac, szafa oraz stół z krzesłem to takie oczywiste wybory. Ale co dalej? Nie mam bladego pojęcia. Moje projekty w Simsach zawsze były okropne i nie chcę zamienić naszego realnego mieszkanka w jeden z simsowych koszmarków z moich szczenięcych lat. Jestem przerażona. I jedyne co dziś zdołałam postanowić, to kupić w jakiejś przyszłości kompletnie niefunkcjonalną, metalową ławeczkę, na której położę kwieciste poduszki i będę ją podziwiać, najpewniej w sypialni. Albo salonie.
Boże, naprawdę nie mam pojęcia o dekorowaniu wnętrz.
Hehe, dobrze ze wynajetych mieszkan za bardzo nie mozna przerabiac, bo wyobraz sobie jakbys musiala tez wybrac kolor scian, hehe ;)
OdpowiedzUsuńA propos licznika do wody, to moze CAB Ci pomoze: http://www.adviceguide.org.uk/england/consumer_e/consumer_water_supply_e/consumer_paying_your_water_bill_e/changing_to_a_water_meter.htm